Początki zespołu i jego skład
Zespół the Beatles powstał na początku II połowy lat 50 w Liverpoolu. John Lennon, właściwy założyciel zespołu (oczywiście grającego w tamtym czasie – od marca 1957 – pod zupełnie inną nazwą – the Quarry Men, od nazwy szkoły, do której chodził młody John: „Quarry Bank High School”), występował z chłopcami, których dziś nazwiska niewiele powiedzą najzagorzalszym nawet fanom grupy. Pierwszą znaną postacią w tym jego zespole był wprowadzony doń w sierpniu 1957 jego miejscowy kolega Paul McCartney, który zaczął od gry na gitarze prowadzącej (aż roiło się wtedy w zespole od basistów). Gdy w lutym następnego roku doszlusował George Harrison, a zaraz potem miejsce kolejnego basisty zajął kolega Lennona z Liverpool Art. W zespole grało aż trzech gitarzystów solowych. W owym czasie zespół wykonywał standardy przede wszystkim Lonniego Donegana („Puttin’ on the Style”, „Rock Island Line”, „Cumberland Gap”), ale też wielkie przeboje rock’n’rollowe Presley’a, Gene’a Vincenta, Fatsa Domino czy Buddy’ego Holly’ego. Sutcliffe opuścił kolegów po roku – ujawniająca się choroba przeszkadzała mu w intensywnej pracy.
Największe kłopoty były ze znalezieniem perkusisty, przez ponad pięć lat nie pojawił się nikt naprawdę odpowiedni (jedynie w połowie 1960 na dłużej przystał Pete Best, syn właścicielki Casbah Coffe Club – Mony Best, klubu, w którym zespół występował na początku 1959) i dopiero przyjęcie 16 sierpnia 1962 Richarda Starkey’a, czyli Ringa Starra, urodzonego w Liverpoolu 7 lipca 1940 perkusisty zespołu Rory’ego Storma – the Hurricanes, ustaliło ostateczny i najsłynniejszy skład najsłynniejszego w historii zespołu młodzieżowego. Ringo, który na ogół określany jest jako ten czwarty w zespole i w ogóle mało doceniany, spełnił w nim nadzwyczaj ważną rolę: jak słusznie zauważa wielokrotnie już przywoływany Gino Castaldo, jego pojawienie się przyniosło zasadniczą zmianę brzmienia Beatlesów, a wkrótce i innych grup brytyjskich.
Dotąd każdy szanujący się perkusista, chcący dorównać najlepszym bembniarzom amerykańskim, uderzając w werbel, pozwalał pałeczce odbić się do góry. Ringo przeciwnie – przytrzymywał ja przez moment, co sprawiało charakterystyczną zmianę rytmu, współbrzmiącego odtąd „z rytmem młodzieńczych serc”.
Dotąd każdy szanujący się perkusista, chcący dorównać najlepszym bembniarzom amerykańskim, uderzając w werbel, pozwalał pałeczce odbić się do góry. Ringo przeciwnie – przytrzymywał ja przez moment, co sprawiało charakterystyczną zmianę rytmu, współbrzmiącego odtąd „z rytmem młodzieńczych serc”.
Debiut i kariera zespołu
Debiut zespołu w nowym składzie odbył się już dwa dni po dokooptowaniu Ringa w Hulme Hall w Port Sunlight. Zespół zaczął wkrótce zdawać sobie sprawę, że mierzy bardzo wysoko pochodząc z prowincji (i to z miasta robotniczego, bez specjalnych tradycji artystycznych) i grając poza Londynem, to sprawa praktycznie przegrana od samego początku. Lennon postawił sprawę jasno i jakby na przekór wszelkim układom: „Jesteśmy pierwszymi gwiazdami klasy robotniczej, które pozostały klasą robotniczą i wypowiedziały to”. On wypowiedział to po latach, już po rozpadzie Beatlesów, najmocniej jak to tylko możliwe w „Working Class Hero”. Póki co Beatlesi, a za nimi cała plejada liverpoolskich młokosów m. in. z Cillą Black, kwartetem Gerry & the Pacemakers, Billym J. Kramerem, Swinging Blue Jeans, the Fourmost i the Merseybeats wysforowali się bezapelacyjnie na czoło młodzieżowych wykonawców angielskich, lansujących specyficzny gatunek muzyczny – „Mersey sound”, nawiązujący do żywiołowego grania spod znaku Lonniego Donegana, ale jednocześnie o wyraźnej proweniencji amerykańskiej.
Początki działalności zespołu ograniczały się, rzecz jasna, do rodzinnego Liverpoolu – grali podczas festynów ulicznych, w klubach młodzieżowych, świetlicach robotniczych, a nawet w lokalach striptizowych, przede wszystkim zaś w znanym klubie jazzowym Cavern. Na pierwsze większe tournée wyjechali w maju 1960 do Szkocji, a za granicę – trzy miesiące później: do Niemiec. Òwczesny ich menadżer – Alan Williams załatwił im wtedy „lukratywny” kontrakt na trzymiesięczne występy w hamburskim Top Ten Club. Do nagrania swego pierwszego większego przeboju, czyli do końca 1962, byli tam pięciokrotnie, występując przede wszystkim w Hamburgu, m. in. w słynnym (głównie zresztą z tego powodu odwiedzali Hamburg) Star Clubie.
Pół roku później jeden z kierowników artystycznych wytwórni Polydor i szef znanej orkiestry tanecznej Bert Kaempfert zaprosił zespół (jeszcze z Bestem) do udziału w sesji i do wspólnych nagrań z dość miernym wokalistą rock’n’rollowym Tonym Sheridanem. Potem na liście brytyjskiej znalazły się dwa spośród tamtych nagrań: „My Bonnie” w wykonaniu Sheridana z Beatlesami w czerwcu 1963 i dokładnie rok później "„Ain’t She Sweet”", śpiewany przez Lennona z kolegami. Zespół wykonywał wówczas najczęściej klasyków rock’n’rolla i rhythm’n’bluesa – Little Richarda, Chucka Berry’ego, Ray’a Charlesa i innych. To spośród wykonawców tej właśnie muzyki wywodziły się ich ówczesne wzory. Wzory, do których zresztą często wracali i do których wielokrotnie nawiązywali w późniejszych wywiadach i licznych wypowiedziach. Te wzorce miały ogromny i wielostronny wpływ nie tylko na nich, lecz na cały Mersey Sound.
W 1961, gdy zespół wrócił z Niemiec i wystąpił w Cavern Club w specjalnie dla nich przygotowanym programie „Welcome Home”, menadżerem zespołu został właściciel dwóch liverpoolskich sklepów płytowych – Brian Epstein. I to był moment prawdziwego „zaistnienia” the Beatles.
Proste, ale w pełni autentyczne teksty, umiejętne przeniesienie typowych elementów muzyki rock’n’rollowej (umiejętne i śmiałe – ten gatunek tracił wówczas wyraźnie na popularności) do nowej brytyjskiej muzyki młodzieżowej, zupełnie niespotykane opracowanie partii wokalnych śpiewanych przeważnie wspólnie przez całą czwórkę bardzo dynamicznie, ale i niezwykle melodyjnie, z leciutkim ukłonem w stronę murzyńskich grup soulowych, odejście od coraz bardziej męczącego stereotypu „perfekcyjności pod każdym względem” ówczesnych piosenek na rzecz ich spontanicznego wykonania doprowadziło do całkowitego przewrotu w dotychczasowym świecie muzyki popularnej.
Cały rok 1963 to nieprzerwane bezprecedensowe pasmo sukcesów, potwierdzane kolejnymi płytami, coraz doskonalszymi (np. wprowadzanie wielośladowego zapisu dźwięku) i coraz ciekawszymi (dojrzalsze teksty i duże zróżnicowanie gatunków muzycznych – od żarliwego rock’n’rolla do lirycznych ballad).
Beatlemania
Popularność Beatlesów osiągnęła szczyty, do jakich nikt w muzyce młodzieżowej dotąd nie doszedł. Niegroźne, na szczęście, szaleństwa na ich punkcie, każdorazowe akty histerii podczas koncertów, a nawet wobec ukazania się któregokolwiek z członków grupy, niesłychany entuzjazm, z jakim przyjmowana była ich każda płyta i każdy występ, przeszły do historii pod nazwą beatlemanii – nazwą, którą przekształcano odtąd dla podobnych, choć nigdy tak silnych, przejawów popularności innych artystów.
Beatlemania dotarła również do Ameryki, która dotąd bardzo oszczędnie przyjmowała sukcesy artystów zza oceanu, Anglików nie oszczędzając. Ich symboliczny akt muzycznego podboju Nowego Świata określono jako „British invasion”; był zresztą pierwszym z licznych w latach 60. „najazdów” artystów brytyjskich na Amerykę. Tournée zespołu po Stanach i Kanadzie w sierpniu i wrześniu 1964 to sukces bez precedensu w historii tamtejszego show-bussinesu.
Rozpad
Praktycznym końcem zespołu było ukrywane przed opinią publiczną odejście we wrześniu 1969 Lennona, ale za oficjalną datę rozpadu uznaje się 10 kwietnia 1970, kiedy Paul McCartney publicznie ogłosił swe odejście.